Najpierw była IKEA, 4 hot dogi, jeden kubeczek na picie i ciągłe dolewki na żula.
i Ice cream oczywiscie - jeden wafelek i kilka gratisowych lodzików. Samoobsługa bywa super.
Jedna z jakichs tam ekspozycji. Od lewej Johnny, ja i Ziela. Nie wiem dlaczego, ale kupiłem komplet sztućców. Stwierdziłem, że skoro już jestem to cos kupie, żeby nie było design Carl-Gustaf Johansson - nie wiem czy to dobrze, ale brzmi poważnie.
W drodze powrotnej Channel powiedziała nam, że ulicę dalej otwierają nowy sklep w związku z czym rozdają reklamówki z żarciem, a w niej: +chusteczki dla bobasa, +szynka schwarzwaldzka, +dżem, +chleb (ciemny!), +sok wieloowocowy, +kawa. Oczywiscie bieglismy, żeby też się załapać i 3 ostatnie torby stały się nasze!
A na koniec narodowe potrawy. Wspólnymi siłami ugotowalismy bigos.
4 komentarze:
nielicha przygoda :)
Pozdrawwiam
Dzień troche szalony, zwariowany...jak to w Oslo :) pozdro Tomasz
pieprzone eldorado, a ja tu o smalcu z lidla i wodzie z czajnika z kamieniem
koniuszy.... zal mi cie
Prześlij komentarz