Ostatni tegoroczny wpis.
Szczęśliwego Nowego Roku!
piątek, grudnia 31, 2010
wtorek, grudnia 28, 2010
poniedziałek, grudnia 27, 2010
niedziela, grudnia 26, 2010
wtorek, grudnia 21, 2010
poniedziałek, grudnia 20, 2010
środa, grudnia 15, 2010
poniedziałek, grudnia 13, 2010
niedziela, grudnia 12, 2010
piątek, grudnia 10, 2010
środa, grudnia 08, 2010
środa, grudnia 01, 2010
strzemm
wtorek, listopada 30, 2010
paralish
W Łodzi totalny kataklizm.
Wracaliśmy z Targowej prawie 1,5h i to pociągiem z dworca fabrycznego na widzewski, bo komunikacja miejska przestałą funkcjonować. Na pętle nie dojechał żaden tramwaj :( Chyba nie idę jutro do szkoły.
Wracaliśmy z Targowej prawie 1,5h i to pociągiem z dworca fabrycznego na widzewski, bo komunikacja miejska przestałą funkcjonować. Na pętle nie dojechał żaden tramwaj :( Chyba nie idę jutro do szkoły.
poniedziałek, listopada 29, 2010
sobota, listopada 27, 2010
dajart
Byliśmy dziś z Maciejem w "Atlasie sztuki" na wystawie: "Brzuch Atlasa".
Jako totalny laik i ignorant chyba nie powinienem zabierać głosu w kwestii tzw. "ważnych wystaw" ale mam niepohamowaną chęć napisania czegoś o tym co zobaczyłem.
Pan Józef Robakowski, kurator wystawy opisuje to wydarzenie jako "operację mentalną realizowaną w geście: nieprzewidywalnym, fenomenalnym, kosmicznym, niepospolitym, rewolucyjnym, szczególnym, dziwacznym, seksualnym, blagierskim, sarkastycznym, unikalnym, perwersyjnym, humorystycznym, odchylonym, spektakularnym, ekscentrycznym, podskórnym, nieprzyzwoitym, fantastycznym, groteskowym, niewiarygodnym, osobliwym, wynaturzonym, absurdalnym, tandetnym, magicznym, oburzającym, złowieszczym, nieodpowiedzialnym...". Przy mojej nikłej wiedzy na tematy dotyczące sztuki sądzę, że większość z tych przymiotników niestety w żaden sposób nie odnosi się do wystawy. Nie należy nazywać tych prac rewolucyjnymi a tym bardziej fantastycznymi (to ulubione określenie prof. Robakowskiego). Kilka eksponatów zakupionych na rynku bałuckim faktycznie może być zaskakującymi w miejscu jakim jest galeria sztuki tylko czy nie mając żadnego punktu odniesienia faktycznie chcemy je tam oglądać? Kolorowa woskowa para postaci biorąca kąpiel faktycznie jest obiektem osobliwym, tylko czemu ma to służyć?
Nie rozumiem, dlaczego widz w zupełnej ciemności ma poruszać się z latarką w ręku? Jeśli jest to prezentacja kolekcji galerii Atlasu Sztuki to można potraktować to jako zaglądanie w jej "magazyny". Jednak udziwnienie samo w sobie nie uatrakcyjnia ekspozycji i nie wiem czemu ma służyć?
Nie udało mi się odczytać klucza wystawy, a podejrzewam że taki był jednak niezrozumienie może wynikać z braku znajomości katalogu z tekstami autorstwa prof. Grzegorza Dziamskiego i Stacha Szabłowskiego oraz rozmowy, jaką z Józefem Robakowskim przeprowadziła Ewa Gorządek, być może rozjaśniłoby mi to idee tam zawarte.
Mam jeszcze jedną a w zasadzie dwie uwagi dotyczące tego wydarzenia. Uważam, że organizator ("kurator") wystawy nie powinien prezentować największej liczby prac nawet, jeżeli jest artystą wybijającym się ponad resztę. Po drugie na pewno zapamiętam fotografie Ireny Kalickiej i choćby dlatego warto się tam wybrać (u góry).
Jako totalny laik i ignorant chyba nie powinienem zabierać głosu w kwestii tzw. "ważnych wystaw" ale mam niepohamowaną chęć napisania czegoś o tym co zobaczyłem.
Pan Józef Robakowski, kurator wystawy opisuje to wydarzenie jako "operację mentalną realizowaną w geście: nieprzewidywalnym, fenomenalnym, kosmicznym, niepospolitym, rewolucyjnym, szczególnym, dziwacznym, seksualnym, blagierskim, sarkastycznym, unikalnym, perwersyjnym, humorystycznym, odchylonym, spektakularnym, ekscentrycznym, podskórnym, nieprzyzwoitym, fantastycznym, groteskowym, niewiarygodnym, osobliwym, wynaturzonym, absurdalnym, tandetnym, magicznym, oburzającym, złowieszczym, nieodpowiedzialnym...". Przy mojej nikłej wiedzy na tematy dotyczące sztuki sądzę, że większość z tych przymiotników niestety w żaden sposób nie odnosi się do wystawy. Nie należy nazywać tych prac rewolucyjnymi a tym bardziej fantastycznymi (to ulubione określenie prof. Robakowskiego). Kilka eksponatów zakupionych na rynku bałuckim faktycznie może być zaskakującymi w miejscu jakim jest galeria sztuki tylko czy nie mając żadnego punktu odniesienia faktycznie chcemy je tam oglądać? Kolorowa woskowa para postaci biorąca kąpiel faktycznie jest obiektem osobliwym, tylko czemu ma to służyć?
Nie rozumiem, dlaczego widz w zupełnej ciemności ma poruszać się z latarką w ręku? Jeśli jest to prezentacja kolekcji galerii Atlasu Sztuki to można potraktować to jako zaglądanie w jej "magazyny". Jednak udziwnienie samo w sobie nie uatrakcyjnia ekspozycji i nie wiem czemu ma służyć?
Nie udało mi się odczytać klucza wystawy, a podejrzewam że taki był jednak niezrozumienie może wynikać z braku znajomości katalogu z tekstami autorstwa prof. Grzegorza Dziamskiego i Stacha Szabłowskiego oraz rozmowy, jaką z Józefem Robakowskim przeprowadziła Ewa Gorządek, być może rozjaśniłoby mi to idee tam zawarte.
Mam jeszcze jedną a w zasadzie dwie uwagi dotyczące tego wydarzenia. Uważam, że organizator ("kurator") wystawy nie powinien prezentować największej liczby prac nawet, jeżeli jest artystą wybijającym się ponad resztę. Po drugie na pewno zapamiętam fotografie Ireny Kalickiej i choćby dlatego warto się tam wybrać (u góry).
Etykiety:
atlas sztuki,
fotografie,
ldz,
lodz,
sztuka,
wystawa
środa, listopada 24, 2010
wtorek, listopada 23, 2010
poniedziałek, listopada 22, 2010
sobota, listopada 20, 2010
czwartek, listopada 18, 2010
sophix
wtorek, listopada 16, 2010
poniedziałek, listopada 15, 2010
sobota, listopada 13, 2010
wtorek, listopada 09, 2010
poniedziałek, listopada 08, 2010
sobota, listopada 06, 2010
plus+
poniedziałek, listopada 01, 2010
piątek, października 29, 2010
środa, października 27, 2010
poniedziałek, października 25, 2010
piątek, października 22, 2010
Grohman
Wczoraj w szkole, był naprawdę niezły koncert Kim Nowak z animacjami Wilczyńskiego. Szkoda tylko, że dźwiękowcy podkręcili śrubę i było zdecydowanie za głośno.
Na zdjęciu ruchoma instalacja: "Living Room, Chris Haring & Andreas Berger" w Willi Grohmana, będąc tam warto zobaczyć jeszcze Janusza Kaniewskiego i "Świetnograficzne", czyli polską grafikę reklamową 1918-1989 (całość w ramach Łódź design).
Na zdjęciu ruchoma instalacja: "Living Room, Chris Haring & Andreas Berger" w Willi Grohmana, będąc tam warto zobaczyć jeszcze Janusza Kaniewskiego i "Świetnograficzne", czyli polską grafikę reklamową 1918-1989 (całość w ramach Łódź design).
Etykiety:
instalacja,
kamienica,
krzeslo,
ldz,
ldzign,
lodz,
willa grohmana
środa, października 20, 2010
poniedziałek, października 18, 2010
sobota, października 16, 2010
czwartek, października 14, 2010
bobykurzu
W związku z nie zakwalifikowaniem się Łodzi do finału projektu Europejskiej Stolicy Kultury, postanowiliśmy pozamiatać korytarz.
Byliśmy pewni, że przejdzie dalej. Szkoda, że się nie udało.
Odwiedziliśmy też Łódź Design Festival Niestety, w takiej masie ludzi, trudno cokolwiek dokładnie obejrzeć :( Trzeba będzie wybrać się raz jeszcze, w ciągu tygodnia.
Byliśmy pewni, że przejdzie dalej. Szkoda, że się nie udało.
Odwiedziliśmy też Łódź Design Festival Niestety, w takiej masie ludzi, trudno cokolwiek dokładnie obejrzeć :( Trzeba będzie wybrać się raz jeszcze, w ciągu tygodnia.
środa, października 13, 2010
wtorek, października 12, 2010
niedziela, października 10, 2010
10_10_10
Po raz pierwszy wybrałem się dzisiaj na widzewską giełdę.
Na której bez problemu można kupić, papierosy bez banderoli, pirackie filmy, gry i skutery, z "mocnym ciągiem" ale bez papierów. Słyszałem, że jak się ma znajomości na giełdzie to i kałasznikowa można dostać, nie wspominając o nielegalnym spirycie.
Zjeść też się da i to nie byle gdzie bo m.in. w "Auto-barze kiełbaska".
Poza tym na giełdzie jest ogólnodostępny alkohol. Widziałem jak jeden z "giełdowiczów" skończył browar, po czym wsiadł za kółko i odjechał.
Na której bez problemu można kupić, papierosy bez banderoli, pirackie filmy, gry i skutery, z "mocnym ciągiem" ale bez papierów. Słyszałem, że jak się ma znajomości na giełdzie to i kałasznikowa można dostać, nie wspominając o nielegalnym spirycie.
Zjeść też się da i to nie byle gdzie bo m.in. w "Auto-barze kiełbaska".
Poza tym na giełdzie jest ogólnodostępny alkohol. Widziałem jak jeden z "giełdowiczów" skończył browar, po czym wsiadł za kółko i odjechał.
Muu
Subskrybuj:
Posty (Atom)