W Łodzi totalny kataklizm.
Wracaliśmy z Targowej prawie 1,5h i to pociągiem z dworca fabrycznego na widzewski, bo komunikacja miejska przestałą funkcjonować. Na pętle nie dojechał żaden tramwaj :( Chyba nie idę jutro do szkoły.
wtorek, listopada 30, 2010
poniedziałek, listopada 29, 2010
sobota, listopada 27, 2010
dajart
Byliśmy dziś z Maciejem w "Atlasie sztuki" na wystawie: "Brzuch Atlasa".
Jako totalny laik i ignorant chyba nie powinienem zabierać głosu w kwestii tzw. "ważnych wystaw" ale mam niepohamowaną chęć napisania czegoś o tym co zobaczyłem.
Pan Józef Robakowski, kurator wystawy opisuje to wydarzenie jako "operację mentalną realizowaną w geście: nieprzewidywalnym, fenomenalnym, kosmicznym, niepospolitym, rewolucyjnym, szczególnym, dziwacznym, seksualnym, blagierskim, sarkastycznym, unikalnym, perwersyjnym, humorystycznym, odchylonym, spektakularnym, ekscentrycznym, podskórnym, nieprzyzwoitym, fantastycznym, groteskowym, niewiarygodnym, osobliwym, wynaturzonym, absurdalnym, tandetnym, magicznym, oburzającym, złowieszczym, nieodpowiedzialnym...". Przy mojej nikłej wiedzy na tematy dotyczące sztuki sądzę, że większość z tych przymiotników niestety w żaden sposób nie odnosi się do wystawy. Nie należy nazywać tych prac rewolucyjnymi a tym bardziej fantastycznymi (to ulubione określenie prof. Robakowskiego). Kilka eksponatów zakupionych na rynku bałuckim faktycznie może być zaskakującymi w miejscu jakim jest galeria sztuki tylko czy nie mając żadnego punktu odniesienia faktycznie chcemy je tam oglądać? Kolorowa woskowa para postaci biorąca kąpiel faktycznie jest obiektem osobliwym, tylko czemu ma to służyć?
Nie rozumiem, dlaczego widz w zupełnej ciemności ma poruszać się z latarką w ręku? Jeśli jest to prezentacja kolekcji galerii Atlasu Sztuki to można potraktować to jako zaglądanie w jej "magazyny". Jednak udziwnienie samo w sobie nie uatrakcyjnia ekspozycji i nie wiem czemu ma służyć?
Nie udało mi się odczytać klucza wystawy, a podejrzewam że taki był jednak niezrozumienie może wynikać z braku znajomości katalogu z tekstami autorstwa prof. Grzegorza Dziamskiego i Stacha Szabłowskiego oraz rozmowy, jaką z Józefem Robakowskim przeprowadziła Ewa Gorządek, być może rozjaśniłoby mi to idee tam zawarte.
Mam jeszcze jedną a w zasadzie dwie uwagi dotyczące tego wydarzenia. Uważam, że organizator ("kurator") wystawy nie powinien prezentować największej liczby prac nawet, jeżeli jest artystą wybijającym się ponad resztę. Po drugie na pewno zapamiętam fotografie Ireny Kalickiej i choćby dlatego warto się tam wybrać (u góry).
Jako totalny laik i ignorant chyba nie powinienem zabierać głosu w kwestii tzw. "ważnych wystaw" ale mam niepohamowaną chęć napisania czegoś o tym co zobaczyłem.
Pan Józef Robakowski, kurator wystawy opisuje to wydarzenie jako "operację mentalną realizowaną w geście: nieprzewidywalnym, fenomenalnym, kosmicznym, niepospolitym, rewolucyjnym, szczególnym, dziwacznym, seksualnym, blagierskim, sarkastycznym, unikalnym, perwersyjnym, humorystycznym, odchylonym, spektakularnym, ekscentrycznym, podskórnym, nieprzyzwoitym, fantastycznym, groteskowym, niewiarygodnym, osobliwym, wynaturzonym, absurdalnym, tandetnym, magicznym, oburzającym, złowieszczym, nieodpowiedzialnym...". Przy mojej nikłej wiedzy na tematy dotyczące sztuki sądzę, że większość z tych przymiotników niestety w żaden sposób nie odnosi się do wystawy. Nie należy nazywać tych prac rewolucyjnymi a tym bardziej fantastycznymi (to ulubione określenie prof. Robakowskiego). Kilka eksponatów zakupionych na rynku bałuckim faktycznie może być zaskakującymi w miejscu jakim jest galeria sztuki tylko czy nie mając żadnego punktu odniesienia faktycznie chcemy je tam oglądać? Kolorowa woskowa para postaci biorąca kąpiel faktycznie jest obiektem osobliwym, tylko czemu ma to służyć?
Nie rozumiem, dlaczego widz w zupełnej ciemności ma poruszać się z latarką w ręku? Jeśli jest to prezentacja kolekcji galerii Atlasu Sztuki to można potraktować to jako zaglądanie w jej "magazyny". Jednak udziwnienie samo w sobie nie uatrakcyjnia ekspozycji i nie wiem czemu ma służyć?
Nie udało mi się odczytać klucza wystawy, a podejrzewam że taki był jednak niezrozumienie może wynikać z braku znajomości katalogu z tekstami autorstwa prof. Grzegorza Dziamskiego i Stacha Szabłowskiego oraz rozmowy, jaką z Józefem Robakowskim przeprowadziła Ewa Gorządek, być może rozjaśniłoby mi to idee tam zawarte.
Mam jeszcze jedną a w zasadzie dwie uwagi dotyczące tego wydarzenia. Uważam, że organizator ("kurator") wystawy nie powinien prezentować największej liczby prac nawet, jeżeli jest artystą wybijającym się ponad resztę. Po drugie na pewno zapamiętam fotografie Ireny Kalickiej i choćby dlatego warto się tam wybrać (u góry).
Etykiety:
atlas sztuki,
fotografie,
ldz,
lodz,
sztuka,
wystawa
środa, listopada 24, 2010
wtorek, listopada 23, 2010
poniedziałek, listopada 22, 2010
sobota, listopada 20, 2010
czwartek, listopada 18, 2010
sophix
wtorek, listopada 16, 2010
poniedziałek, listopada 15, 2010
sobota, listopada 13, 2010
wtorek, listopada 09, 2010
poniedziałek, listopada 08, 2010
sobota, listopada 06, 2010
plus+
poniedziałek, listopada 01, 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)